Wieprzowino i wołowino – żegnaj!

Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie… Kontrowersyjnie piękne zwierzę, cudowne okoliczności przyrody. Czego chcieć więcej? No najwięcej to chyba żyć, i oto właśnie się tym razem rozchodzi.
Był sobie człowiek (a wcześniej było sobie życie, ale to inna historia). Człowiek chodził po świecie, aż zrobił się głodny. Zaczął więc chodzić po to, by znaleźć pożywienie i zapewnić je sobie na przyszłość. Tu skubnął jagódkę, tam sięgnął do drzewka, ale jeszcze mu nie starczało. Zobaczył biegnące zwierzę i pomyślał, że to może być odpowiedź na jego problemy. Skrzyknął więc kolegów i razem, sporym wysiłkiem, udało im się zwierzę osaczyć, zabić i zawlec do domu, gdzie jego kobieta czym prędzej zwierzę oporządziła i przyrządziła, nazywając je mięsem. Człowiek zjadł, smakowało, więc postanowił polować dalej. Aż rozwinął się do tego stopnia, że nie musiał już na zwierzęta polować, tylko sam je hodował, zabijał, a kobieta nadal oporządzała i przyrządzała. Minęło jeszcze trochę czasu i człowiek osiągnął taki etap rozwoju, że zwierzęta do zjedzenia gromadził w ogromnych halach, żeby już zawsze mieć mięsa pod dostatkiem, wymyślił masowe metody hodowli i zabijania (eufemistycznie nazywanego ubojem), a kobietę zastąpiła maszyneria i komputery. Tak oto powstała przemysłowa produkcja mięsa.
Kiedyś byłam wegetarianką. Niestety były to czasy chmurne i durne, a mój wegetarianim polegał po prostu na odstawieniu mięsa i spożywaniu sporej ilości ziemniaków i innych warzyw, co skończyło się ostrą anemią i nakazem powrotu do diety mięsnej. Od tego czasu dietetyka i przede wszystkim wiedza o wegetarianizmie mocno się rozwinęły, więc wszystko wydaje się łatwiejsze, a produkty bardziej dostępne.
Kiedyś pisałam pracę magisterską, a że zawsze lubiłam wkładać kij w mrowisko, moja magisterka dotyczyła m.in. tematu praw zwierząt. Tak, wiem, jak to brzmi, ale wbrew pozorom okazało się mieć sens – w gruncie rzeczy chodziło o to, czy zwierzęta mają prawo do życia i dobrostanu, a że udowodniono, iż czują (przynajmniej ssaki), odpowiedź była pozytywna. Podczas obrony profesorowie (sami mężczyźni po pięćdziesiątce) z ironicznym uśmiechem pytali, czy moim zdaniem zwierzęta powinny mieć prawo do udziału w wyborach (czy to takie głupie pytanie…), ale w końcu stopień naukowy przyklepali.
Pisząc magisterkę czytałam bardzo dużo Petera Singera – filozofa – guru wegetarian i wszelkich innych “wariatów”. Wielokrotnie zdawał się stawiać mnie – czytelniczkę – pod ścianą, pytając “a ty co zrobiłaś dla zwierząt?” i “skoro wiesz, jakie są realia hodowli i uboju zwierząt, jak możesz w tym uczestniczyć?”.
No właśnie, zawsze miałam problem z odpowiedzią na to pytanie. Najpierw była anemia, potem ciąża i karmienie, a teraz? Teraz moje dziecko najbardziej na świecie fascynuje się książeczkami, w których występują świnki, krówki i inne zwierzątka, więc niedługo nadejdzie czas niewygodnych pytań. Tak się bujałam w tej moralnej dwuznaczności aż do wczoraj, kiedy to – zupełnym przypadkiem – natknęłam się na film dokumentalny o australijskich fermach trzody chlewnej “Lucent” i stało się. Trachnęło mnie, ruszyło, wstrząsnęło, a do tego dziwnie mi się zestawiło z moją obecną lekturą (“Jakbyś kamień jadła” Wojciecha Tochmana), dotyczącą wojny w Bośni i Hercegowinie. Tam niewypowiedziane okropieństwa wyrządzali sobie nawzajem ludzie, tutaj – ludzie zwierzętom. Czy to taka duża różnica?
Fakty są takie, że człowiek według najróżniejszych wyliczeń zjada w ciągu swojego życia blisko siedem tysięcy zwierząt! Do tego przemysłowa hodowla zwierząt w 18% (dane FAO z roku 2006) odpowiada za zmiany klimatu z powodu ogromnej emisji dwutlenku węgla. Mimo to szacuje się, że jedynie 5-6% populacji świata to roślinożercy, a popyt na mięso – szczególnie w krajach rozwijających się – ma rosnąć aż do roku 2050. Czy w tym szaleństwie jest jednak jakaś metoda?
Nie wiem. Wiem jednak, że nie jestem w stanie dłużej tego ignorować i postanawiam spróbować. Tym samym chcę tu publicznie zadeklarować, że od tej pory kończę z jedzeniem wieprzowiny i wołowiny oraz wszelkich produktów zawierających ich elementy! Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że świata nie zmienię, ale dla dobra swojego, mojego dziecka i naszego sumienia nie będę w milczeniu ignorować cierpienia tysięcy zwierzęcych istnień.
Złośliwcy i sceptycy powiedzą, że na pewno są jakieś badania wykazujące, że rośliny też czują, a poza tym co z drobiem? Powoli, być może i do tego dojdę. Z doświadczenia wiem, że nie warto robić nic wbrew sobie, bo taka zmiana jest niewiele warta. Dlatego zaczynam nowy – pozbawiony wieprzowiny i wołowiny – rozdział w życiu i bardzo jestem ciekawa, co mi przyniesie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *