Uważność, mindfulness, bycie tu i teraz. Oto aktualny trend w rozwoju osobistym, remedium na wszelkie stresy i stany lękowe. Nie pędź myślami do przodu, nie analizuj trzech kroków w przód, a zatrzymaj się, odetchnij i pomyśl, co się dzieje TERAZ, co czujesz, czego chcesz. Koncepcja w swej istocie słuszna, bo przecież i tak nie da się być w kilku miejscach i datach jednocześnie, więc po co się stresować czymś, co jeszcze nie nastąpiło?
Koncepcja uważności, czy jak kto woli mindfulness, jest bardzo prosta (choć oczywiście można znaleźć trenerów, którzy pomogą nam osiągnąć ten stan) i rzeczywiście pomocna chociażby przy radzeniu sobie ze stresem. Pozwala skoncentrować się na faktycznym problemie, uspokoić gonitwę myśli i odetchnąć. Jak wspominałam wcześniej, jest to koncepcja rozwoju osobistego, nakierowanego na “ja”. Ostatnio dotarły do mnie dwie wiadomości, które natchnęły mnie do zastanowienia się, co się stało z uważnością na “ty”.
Sytuacja pierwsza. Informacja z Wrocławia – w szpitalu psychiatrycznym na oddziale, na którym cały czas leżą pacjenci odbywa się remont. Trwa malowanie ścian, wymiana wanien na kabiny prysznicowe itp. Jak tłumaczy dyrektor oddziału, farby są nietoksyczne, a SANEPID wyraził zgodę na prowadzenie prac. Niby wszystko w porządku, ale co mają do powiedzenia pacjenci, zmagający się ze swoimi dolegliwościami w oparach farby i przy stuku młotków? Nie wiadomo, bo nikt ich o zdanie nie spytał. Zostali zdegradowani do roli pionków przesuwanych przez decydentów na szachownicy. Choć sprawa wydaje się błaha, gdy spojrzy się głębiej, można dostrzec, jakie lekceważenie, brak szacunku do człowieka się tu kryje. Na oddziałach leczenia chorób innych niż psychiczne nigdy nie dopuszczono by do takiej sytuacji z wiadomych względów. A tu? Jak ponownie tłumaczy dyrektor, nie dało się tego zrobić bez obecności pacjentów, bo na oddział jest tylu chętnych, że nie ma czasu na jego zamknięcie. Pozornie zwykła informacja, a pod nią cała masa ludzkiego nieszczęścia.
Sytuacja druga. Wszyscy już są zmęczeni informacjami o uchodźcach. “Problem” się pojawił, przeszkadza w dobrym europejskim samopoczuciu i zaczyna podśmierdywać. Tymczasem przez media przemknęła informacja o tym, że ok. 10 tysięcy dzieci będących uchodźcami zaginęło bez śladu w Europie. Niewielka część została przygarnięta przez inne rodziny imigrantów, ale większość padła ofiarą handlarzy ludźmi. W naszej wielkiej cywilizacji, która tak boi się, że uchodźcy naruszą jej status quo i zaczną dopominać się o kawałek tortu też dla siebie, jest mnóstwo dorosłych, którzy wykorzystują dzieci uchodźców – słabe, przestraszone, często nieznające języka i bez grosza przy duszy. Ktoś na tym korzysta, ktoś to widzi i nie reaguje. Dziesięć tysięcy dzieci, nawet małych, nie może zniknąć bez śladu. Czy może? Czy my to dostrzegamy? Czy nasza uważność sięga tak daleko?
W latach 1942-45 na terenie Łodzi funkcjonował nazistowski obóz dla dzieci w wieku od dwóch do 16 lat. Szacuje się, że trafiło do niego 10-12 tysięcy dzieci, czyli tyle, ile dzieci imigrantów brakuje w Europie. Czy wystarczy nam na to uważności?
My, tak zwani millenialsi, wiemy, że kluczem do zdrowia i dobrego samopoczucia jest odpowiednia dieta, ruch, dbanie o związki i spokojne podejście do życia, najlepiej realizowane poprzez jogę, medytację i praktykę uważności. Mamy też to do siebie, że często marudzimy na to, że ci starsi od nas ustawiają nam świat według siebie, rządzą nami, nakładając na nas masę obowiązków i obciążeń. Emerytury, renty, publiczna służba zdrowia – niedługo wszystko to będzie polegać tylko na nas. Chyba nadszedł już czas wzięcia spraw w swoje ręce, zajęcia się “naszym” światem. Czy będzie to miejsce, w którym dzieci giną bez śladu, a osoby chore na depresję wpatrują się w ścianę, z której właśnie zdrapuje się starą warstwę farby? To zależy tylko od nas. Być może pora przenieść naszą uważność na świat dookoła i zająć się nim. Tak, wiem, że nie da się zrobić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni, ale czy my jesteśmy?
Mindfulness to cudowna koncepcja i praktyka, która wiele daje, a w zamian zabiera stres. Praktykując ją, nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Moja koleżanka, millenials z tendencją roszczeniową, na pytanie, czy czytała o czymś tam w gazecie odpowiedziała, że ona w ogóle nie czyta wiadomości, bo “woli nie wiedzieć”. Tak zwane “zmienianie świata” zawsze zaczyna się od jednego gestu, kroku, słowa. Pozostaje tylko zakrzyknąć “Uwaga!”.