Sztuka życia – sztuka planowania?

Plannery, organizery, kalendarze, notesy, notatniki, aplikacje, bullet journal – wszystko po to, żeby ogarnąć życie, nadać mu rytm i nie uronić ani chwili. Czy rzeczywiście? Na mojej półce powoli kończy żywot kolejny planner na ten rok, który nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Za to w internetach roi się od pań i panów swojego i naszego czasu, specjalistek od kolorowego rozpisywania planu dnia i wyznaczania priorytetów, mistrzów określania celów – koniecznie SMART – i innych braci i sióstr w planowaniu. Co to daje? Pewnie jest sporo szczęściarzy, którzy sumiennie planują każdy osobodzień i z zegarkiem w ręku potrafią realizować cele. Jest też jednak wiele osób, które wizja planowania przytłacza i deprymuje. Jako że mi ostatnio temat ten sprawia sporo problemów, postanowiłam sięgnąć po wspomaganie, ale u źródeł, czyli u jednej z moich ulubionych autorek. Zapraszam więc na krótką przygodę ze “Sztuką planowania”.

Sztuka planowania

Wstąpiłam niegdyś na ścieżkę uważności i romansu z minimalizmem, odkrywając kamienie milowe tego ruchu/trendu/prądu, chociażby tutaj. W ten sposób odkryłam też Dominique Loreau i jej cykl o różnych “sztukach”, ale po “Sztukę planowania” sięgnęłam dopiero teraz, gdy rzuciła mi się w oczy w bibliotece. Spodziewałam się wytycznych dotyczących realizowania celów życiowych, kolejnego podręcznika do wypełniania plannera czy obierania priorytetów. Jednak książka ogromnie mnie zaskoczyła, bo nic w niej nie jest oczywiste, a ona sama zaprasza do bardzo szerokiej refleksji nad swoim życiem, pokazując czasem mocno niedoceniane i pomijane jego aspekty.

Zamysł autorki jest bardzo prosty: najłatwiej i najszybciej porządkuje się życie za pomocą… list. Listy przeróżnego rodzaju, na każdą okazję i temat. A dlaczego? Ano jak zauważa Loreau, dzięki swojej zwięzłej formie listy ułatwiają uporządkowanie każdego obszaru życia, dają większą jasność i lekkość umysłu, nie wymagają wielkiego wysiłku i można je sporządzić zawsze i wszędzie. To planowanie w duchu minimalistycznym. Przy czym Loreau nie ogranicza się do list zakupów czy celów życiowych. Jej spisy dotykają najróżniejszych tematów, pozwalając tym samym na rozwój i zwiększenie świadomości na swój temat.

Sztuka życia

Życie – jak wiadomo – to niekończący się festiwal różnych tematów, przewijających się jeden po drugim, czasem po kilka na raz. Aby to ogarnąć i poczuć pełnię, trzeba pracować nad swoją świadomością, sposobem patrzenia na świat i funkcjonowania w nim. To trudne, ale z pomocą przychodzi dziś Loreau i jej listy. Są tu więc spisy dość oczywiste, jak ulubione potrawy czy  składniki w kuchni (śmiejcie się, ale więcej niż pięć nie udało mi się wymienić), ukochane przepisy, no i zestaw rzeczy, które zawsze warto wziąć w podróż (ułatwia życie). Wszystko to praktyczne i przydatne, ale autorka ostrzega, aby nie upychać zbyt wiele na zbyt wielu listach – jej lekarstwem na poczucie przytłoczenia i wynikające z niego zniechęcenie do działania jest…lista tego, co nas przytłacza. Poleca też bardzo prostą metodę – jeżeli jakiś element na liście rzeczy do zrobienia można wykonać w ciągu dwóch minut, należy do niego przystąpić od razu. Jeżeli coś trwa dłużej – określić konkretny termin lub wyrzucić z listy.

Są tu też listy mało oczywiste, a za to dające wgląd w nasze życie. W rozdziałach “Zatroszcz się o siebie” i “Lepsze poznanie siebie” autorka daje nam strasznie dużo roboty. Zaleca więc sporządzenie wykazów swoich największych marzeń, archetypów inspirujących nas do działania, upodobań, najlepszych wspomnień, najbardziej szalonych pragnień, ale i najgorszych koszmarów sennych, rzeczy, których już nigdy nie chcielibyśmy robić i najmniej przyjemnych zdarzeń z naszej przeszłości. Wszystko po to, aby bez taryfy ulgowej przyjrzeć się sobie i zobaczyć w formie punktów, myślników czy czego tam jeszcze chcecie, czarno na białym obraz swojego życia. Wydaje się to aż za proste, ale dla kogoś, kto pisał długaśne elaboraty w pamiętniku rozpamiętujące wszelkie zdarzenia z przeszłości (czyli dla mnie), jest to bardzo odkrywcze, odświeżające i motywujące. Jak pisze Loreau, zgodnie z zasadą zen pamiętniki przytłaczają, odwracają uwagę od istoty sprawy i pozwalają się nad sobą użalać. Za to listy są czytelne, przejrzyste i bez spłycania tematu potrafią w krótkich żołnierskich słowach ukazać sedno problemu.

Zatroszcz się o siebie

Forma listy nie wyklucza poruszania tematów mniej przyziemnych. Loreau dostrzega w niej sposób na uporanie się ze swoimi emocjami, uświadomienie sobie swoich myśli i odrzucenie tych negatywnych. Wychodząc z założenia, że istnieje to, co zapisane, pokazuje drogę do oczyszczenia się z tego, co w naszym życiu złe. Zakazuje przyjmowania postawy ofiary, mówiąc, że:

Uzewnętrznione, przelane na papier frustracje nie stanowią już tak naprawdę części ciebie i nie mają na ciebie wpływu. Wypowiedziane, ujawnione, nie oddziałują już na nas, możemy je kontrolować. To, czego nie potrafimy zrozumieć, wyrazić, nazwać, opisać, jest źródłem niepokoju.

Do każdego problemu poleca typy list, które pomogą w ich rozwiązaniu, co daje narzędzie praktyczne do uporania się z tym, co nas męczy. Żadnej zbędnej psychoterapii i kryptoreklamy kolorowych mazaków do bullet journal – samo “mięso”, konkret, praktyka. A już zupełnie uwiodła mnie nakazem sporządzenia list w temacie “tysiąca i jednej przyjemności”. Każe się tu przyjrzeć temu, co lubimy, co sprawia nam przyjemność i jest w miarę łatwo dostępne. Bez użalania się nad sobą, że jest źle, każe natychmiast poszukać tego, dzięki czemu będzie lepiej. Chodzi tu zarówno o przyjemności zmysłowe (w odniesieniu do pięciu zmysłów), jak i o piękno i estetykę życia, przepisy na szczęście i elementy gwarantujące choćby chwilową “ucieczkę od codzienności”. Dla kogoś, kto od dawna ma poczucie utknięcia w rutynie i użala się nad tym do lustra – bomba!

Sztuka życia = sztuka planowania!

Książka “Sztuka planowania”, dzięki swojej nieoczywistości i bardzo nowatorskiemu podejściu do tematu, pokazała mi, że sztuka życia rzeczywiście oznacza sztukę planowania, ale z ogromną uważnością i odwagą poznania siebie. To akurat żadna nowość, bo do tego samego nawoływali już filozofowie starożytnej Grecji, jednak tu mamy bardzo praktyczne i ogólnodostępne narzędzie, jakim są różnego rodzaju listy. W swej banalności nie grożą przerostem formy nad treścią, za to dają ogromne pole do popisu. Można bowiem pięknie ozdabiać plannery, ale jeżeli będziemy je wypełniać treściami niezgodnymi z naszym wnętrzem, skończą jako estetyczni zbieracze kurzu na półce. W tym roku proponuję więc przyjrzeć się sobie i planować wbrew mainstreamowi – minimalistycznie, zgodnie z zasadami zen, dzięki którym uda się obalić narzucone reguły. A więc do notesów przystąp!

16 komentarzy do “Sztuka życia – sztuka planowania?

  1. Spróbuję przeczytać. Dobrze, że się tyle o tym teraz gada i pisze, może wreszcie mi się uda w jakikolwiek sposób ogarnąć swój życiowy chaos 😉

  2. Uwielbiam idee bullet journalingu itd… aczkolwiek, gdy sama próbowałam to okazywało się bez sensu 😀 O ile mogę zapisać rzeczy typu wizyta u lekarza czy spotkanie z koleżanką o tyle wypełnianie wersów porządkami domowymi uważam za bezsensowne… i w gruncie rzeczy mój planner świecił pustkami. Jedyna organizacja w moim życiu to ta przy nauce języków obcych, których uczę się kilku 🙂

    1. Mój planner zaczynał świecić pustkami już w lutym – za dużo rzeczy się działo, a za mało miałam motywacji do ich zapisywania. Teraz postanawiam to zmienić – już mam nowy planner 🙂 Bullet journal mnie przerósł 🙁

      1. Obawiam się właśnie, że u mnie byłoby podobnie. Jak złapię pracową zawieruchę, to nie mam kiedy zwykłego kalendarza uzupełnić, a co dopiero bullet journal. W moim przypadku super sprawdza się Moleskine. 🙂

        1. Też tak właśnie mam, ale już taki żywot freelancera 🙂 Mimo to mam nadzieję, że powoli przy pomocy plannera uda mi się to ujarzmic – no i przy pomocy list 😉

  3. Mam wrażenie, że autorka mocno inspirowała się kultową już chyba pozycją “Getting Things Done, czyli sztuka bezstresowej efektywności” Davida Allena

  4. Już jakiś czas korzystam z list do zrobienia. Jasno okreslone trzy najwazniejsze zadania danego dnia,a reszta to poboczne. Nie zawszze robię wszystko – liczy się, że w ogóle zaczęłam działać.

    1. Super! Ja się wciąż tego uczę, ale już leci do mnie nowy planner – tym razem minimalistyczny – więc sporo sobie obiecuję 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *