Była sobie dziewczyna, która urodziła się w dość biednej rodzinie. Choć z czasem jej sytuacja się poprawiała, ona sama żyła w ciągłym poczuciu braku. Zawsze była gorzej ubrana, jeździła na wakacje w te same miejsca i to broń Boże za granicę, nie miała super zabawek ani piórnika ze sztucznego futerka. Chociaż odznaczała się ponadprzeciętną inteligencją i wrażliwością, tej jednej rzeczy nie umiała dostrzec – tego, że zawsze miała dość. W końcu weszła na ścieżkę prostej obfitości i zrozumiała, że to, co ma jej wystarczy. Czy Ty umiesz to dostrzec?
Ścieżka prostej obfitości – czym jest?
“Ścieżka prostej obfitości” to gruba księga autorstwa Sarah Ban Breathnach zawierająca zapiski na każdy dzień roku – “365 dni do życia w harmonii i radości”. Długo zastanawiałam się nad jej kupnem, gdyż męczyła mnie wątpliwość, czy to nie kolejny tom z poradami typu “zrób sobie domowe spa i głęboko oddychaj” tylko powiększony o wiele niepotrzebnych stron. Jednak posłuchałam swojej intuicji, kupiłam książkę i… wsiąkłam. Mogę szczerze powiedzieć, że czytam ją każdego dnia po jednej notatce i choć niektóre zapiski są dość naiwne, inne otwierają mi oczy na pewne sprawy i pomagają doceniać miejsce w życiu, w którym aktualnie się znajduję. Idąc więc tropem minimalizmu i esencjalizmu – dwóch idei, które wciąż mi towarzyszą – dotarłam na ścieżkę prostej obfitości. Czym ona jest?
Dla mnie ścieżka prostej obfitości to praktykowanie uważności i pozytywności w odniesieniu do tak nielubianej często codzienności. Docenienie rutyny i włożenie w nią entuzjazmu wynikającego z samego tylko faktu, że żyjemy i mamy dom, o który możemy dbać, by dobrze się w nim czuć. Przedkładanie własnego stylu nad trendy, jakości nad ilość i wrażliwości nad zobojętnienie. Ścieżka prostej obfitości to poczucie bogactwa nie mieszające w to pojęcie pieniędzy. To poczucie bycia szczęśliwym w rozumieniu drogi, a nie celu. To radość życia wynikająca z samego faktu życia i możliwości dbania o jego jakość.
Być może brzmi to jak niewypowiedziany zachwyt światem praktykowany przez Anię z Zielonego Wzgórza czy Polyannę, a więc nacechowany naiwnością i pewną wybiórczością uwagi, ale na własnej skórze odkrywam co dzień, że prosta obfitość, jakość, uważność to elementy pasujące do mojej życiowej układanki. Choć – jak wiesz – życie mocno mnie przeczołgało, a może nawet dzięki temu wiem, że nie warto żyć ani przeszłością, ani przyszłością. Wielkie plany, harmonogramy, rozpisane zamierzenia potrafią zniknąć niczym bańka mydlana przez jedno wydarzenie, którego kompletnie się nie spodziewamy. Mamy wtedy tendencję do popadania w rozpacz i złość, przepełnia nas frustracja i uważamy, że w życiu to tylko nam pod górkę. Jednak, jak głoszą wielcy myśliciele, wszystko przemija – nawet najdłuższa żmija i nie warto się poddawać.
Bogactwo bez pieniędzy – jak to osiągnąć?
W temacie pieniędzy mam jeszcze wiele do zrobienia. Jakoś nie możemy się dogadać i albo one są, albo ich nie ma, a ich zachowania bywają mocno kapryśne. Na szczęście zawsze zostaje mi ich minimalna kwota potrzebna do przeżycia i dzięki temu i tak czuję się bogata. Tu dochodzimy do sedna sprawy – poczucie bogactwa, obfitości to kwestia decyzji. Decyzji, którą się podejmuje dzięki kolejnemu niezbędnemu elementowi życia -> wdzięczności. Wdzięczność to klucz do ścieżki prostej obfitości.
Świat, w którym żyjemy jest mocno nastawiony na konsumpcję. Wszędobylskie reklamy, współprace komercyjne, zachęty do kupowania, brania kredytów, zmiany wersji urządzeń na lepsze nie pomagają w odczuciu, że mamy wystarczająco, pod dostatkiem. Wystarczy wejść na jakąkolwiek tablicę na Pintereście czy profil designerski na Instagramie, by popaść w kompleksy. Pięknie urządzone domy, luksusowa biżuteria (paradoksalnie najlepiej określana jako “minimalistyczna”), idealne kosmetyki dające wieczną młodość – kto miałby ich nie chcieć? Mówi się, że od przybytku głowa nie boli i że lepiej mieć niż nie mieć, ale przychodzi też moment przesytu, kiedy człowiek miałby ochotę wyrzucić wszystkie rzeczy, wylogować się ze wszystkich mediów społecznościowych i zaszyć się w jakiejś drewnianej chatce nad jeziorem. A może tylko ja tak mam?
W języku angielskim jest takie piękne słowo “enoughism“. Ciężko je przetłumaczyć na polski – może “znaj umiar”? 🙂 Ogólnie chodzi tu o teorię głoszącą, że jest taki moment, w którym konsumenci posiadają wystarczająco dużo, a dalsze kupowanie stanowi już tylko źródło stresu. Nadmiar rzeczy, niedobór przestrzeni, za mało pieniędzy w portfelu – oto skutki uboczne konsumpcjonizmu. Doskonale widać to w pokojach dziecięcych. Plastikowe zabawki wylewające się z każdego kąta i tak już małego pomieszczenia to problem wielu rodziców. Każdy odwiedzający dziecko przynosi coś ze sobą, zamiast np. spędzić czas z maluchem, gdzieś go zabrać, coś przeżyć. Dziadkowie, wujkowie, znajomi – każdy przynosi jakieś drobiazgi i tak składa się wielka góra plastikowych (zazwyczaj) śmieci, które są toksyczne fizycznie i psychicznie również. Za dużo – ale czy umiemy powiedzieć, że już dość?
Ścieżka prostej obfitości – klucze do podążania nią
Ścieżką prostej obfitości podąża ten, który wie, że status materialny nie gra roli, że liczy się to, jakim się jest człowiekiem i ile się daje innym. Ścieżka prostej obfitości jest dla tych, którzy niczym najwytrwalsi ślusarze dorabiają sobie do niej następujące klucze:
- Wdzięczność – absolutny bilet wstępu do każdej relacji, szczególnie tej z samym sobą. Praktykowanie wdzięczności, o którym już wielokrotnie pisałam, to sposób na wyjście ze wszelkich “dołów”, uzyskanie poczucia obfitości i radości z tego, co się ma. To uwolnienie się od przymusu realizacji konkretnych punktów na życiowej liście, aby móc się poczuć szczęśliwym. Zwykłe “dziękuję” daje siłę, entuzjazm i nadzieję. Praktykowanie wdzięczności codziennie rano lub wieczorem uczy dystansu, pokory, a przede wszystkim ułatwia podnoszenie kącików ust i układanie ich w uśmiech. Mamy wystarczająco – dach nad głową, jedzenie w lodówce, własne łóżko, ludzi, którym na nas zależy. Wszystko inne to tylko dodatek.
- Umiarkowanie – bliski kuzyn wdzięczności i wróg konsumpcjonizmu. Jak głosi Wikipedia: “umiarkowanie to cnota moralna, która polega na używaniu rozumu dla panowania nad własnymi instynktami i potrzebami. Oznacza umiejętność korzystania z dóbr materialnych zgodnie z ich celem. Zapewnia panowanie woli nad popędami. Stawia pragnieniom pewne granice.” A zatem korzystanie z dóbr materialnych zgodnie z ich celem to dla mnie nieczynienie z nich wyznaczników statusu czy poziomu “ogarnięcia” życiowego, a po prostu ich używanie. Umiarkowanie to skupienie się na “potrzebuję”, a nie “chcę”. Dzięki takiemu podejściu oszczędza się czas, pieniądze i przestrzeń.
- Akceptacja tego, co jest, nadzieja i brak oczekiwań – trzy klucze w jednym, ale dla mnie to aspekty nierozłączne. Ścieżka prostej obfitości nie obiecuje, że każdy dzień będzie niósł samo dobro i białe puszyste króliczki, ale pokazuje, że jak się przyjmie to, co ten dzień niesie, rezygnując z oczekiwań i presji, to zmieniając odpowiednio optykę można dostrzec małego białego króliczka pod szafą. Nadzieja, że będzie dobrze, że będzie jak nam się marzy pozwala odpowiednio się nastawić do tego, co jest. Takie podejście absolutnie nie stanowi namowy do pasywności. To raczej impuls do działania, który nie gwarantuje pożądanego efektu, ale daje na niego nadzieję. Nikt nie wie, co przyniesie życie, ale czemu by nie mieć nadziei, że będzie dobrze i działać, by to uprawdopodobnić?
Wraz z dalszą lekturą książki na pewno urzeczywistnią się kolejne klucze, ale już samo praktykowanie tych trzech przynosi radość i spokój. Dla mnie ścieżka prostej obfitości to obecnie jedyna słuszna droga – idziemy razem?
Idziemy!!!!!!!!!!!
Cudownie 🙂