Luty to trudny miesiąc. Mimo że taki krótki, pełen jest jeszcze ciemności, szarości i zimna. W tym roku jednak przyniósł mi kilka dobrych rzeczy i pozostanę mu za to bardzo wdzięczna. Zapraszam na podsumowanie pięciu rzeczy, które wywołały u mnie uśmiech w tym miesiącu 🙂
1. Zimowa wyprawa w Beskid Niski
Z Beskidu Niskiego pochodzi mój mąż, a jego mama nadal tam mieszka, więc siłą rzeczy dość często tam jeździmy. Tym razem udało nam się wyrwać prawdziwie zimowy, śnieżny weekend, podczas gdy we Wrocławiu było szaro, buro i ponuro. Nasz starszak pierwszy raz miał narty na nogach (powtórzył to jeszcze na koniec lutego), mąż poszalał na swoich nartach, a ja z maluchem grzałam się w słoneczku – żyć, nie umierać 🙂 Uwielbiam takie weekendowe wypady, bo dają niezły zastrzyk energii.
2. Książki, książki, książki
Znalazłam swój sposób na wzrost czytelnictwa – czytam wszędzie i zawsze, kiedy mogę. W drodze na rehabilitację w autobusie, kiedy maluchy jedzą, gdy czekam na potwierdzenie zlecenia – liczy się każda strona, akapit, kwestia. Dzięki tej metodzie przeczytałam w tym miesiącu kolejną książkę powiązaną z tematem kintsugi, czyli japońską sztuką artystycznego sklejania porcelany, a bardziej życiowo – odbudowywania siebie po życiowych trudnościach (więcej na ten temat tutaj). Było to “Purezento” Joanny Bator – moja pierwsza pozycja tej autorki, ale jaka piekielnie dobra! Jest klimat, jest napięcie, jest tajemnica – polecam bardzo!
https://www.instagram.com/p/Bt0DdIyAjk2/
Przeczytałam też drugą świetną książkę – wspomnienia Mariny Abramovic “Pokonać mur”. Niesamowita kobieta – jej życie to gotowy scenariusz do niezłego filmu, a samą książkę czyta się świetnie, szybko i owocnie. Bardzo inspirująca, silna, niezależna, a jednocześnie niezwykle wrażliwa artystka. Wkrótce retrospekcja jej prac zawita do Torunia i mam nadzieję tej uczty nie ominąć! Książkę polecam każdemu, kto tworzy lub chce tworzyć, kto potrzebuje inspiracji lub po prostu lubi ciekawe wspomnienia. Jest super!
3. Dobre wieści
Wiadomo, jak jest w życiu – raz lepiej, raz gorzej. Chwilę zdążymy odpocząć od problemów, znienacka pojawiają się kolejne i niszczą świeżo powrócony spokój ducha. W tym miesiącu czekała nas wyprawa z powrotem do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Poleżeliśmy tam kilka dni, z każdym kolejnym doznając organicznej wręcz chęci ucieczki, ale wytrzymaliśmy. W końcu doczekaliśmy się badania, które pokazało, że nasz maluch jest obecnie wolny od nowotworu! Oczywiście ta choroba niesie za sobą wieczną niepewność i poczucie tymczasowości, ale nauczyliśmy się cenić KAŻDĄ dobrą wiadomość i KAŻDĄ dobrą chwilę. Serio – cała ta historia nie idzie na marne. Choć będzie długo jeszcze odbijać się czkawką, a w maju czeka nas kolejna podróż do stolicy w tym temacie, na razie jest dobrze i z tego się cieszę. Wiem też, że absolutnie NIGDY nie można tracić nadziei, że będzie dobrze. Nigdy!
4. Praca, kryzys, praca
Bycie freelancerem nie jest łatwe. Bycie freelancerką, mamą i animatorką życia rodzinnego jest jeszcze trudniejsze. Trzeba pogodzić ze sobą różne potrzeby, chęci, a jednocześnie starać się nie zapomnieć o sobie. Żongluję tymi wszystkimi piłeczkami już trochę czasu, ale jestem teraz w miejscu, w którym cieszę się, że znów mam zlecenia, nawet jeżeli robię je po nocy. Zmęczenie przyniosło kryzys, a kryzys przyniósł…nowe pomysły. Planuję rozwój firmy i wdrożenie nowych pomysłów, rozszerzenie współpracy i rozwijanie bloga, a to wszystko trochę w tak zwanym międzyczasie. Na razie jednak jestem w sferze koncepcyjnej i bardzo sobie to chwalę. Myślę, analizuję i planuję, ale mam wielkiego kopa do działania. Doceniam to, że mam pracę, ale chcę więcej i obie te rzeczy do siebie pasują.
5. Nadchodzi wiosna
Kocham zimę, ale kiedy zaczyna szarzeć i śmierdzieć smogiem, trudno ją choćby lubić. Dlatego tak bardzo ucieszyłam się podczas wczorajszego porannego spaceru z psem, kiedy natknęłam się na taki obrazek:
https://www.instagram.com/p/BuYPFqZAc3M/
…to poczułam wiosnę 🙂 Zbliża się, jest tuż za rogiem, a wraz z nią nowa energia, nowe możliwości, nowa ja 🙂 Też tak macie na przednówku? 🙂 Strach się bać, co będzie za miesiąc.
Szczególnie podziwiam Cię za punkt środkowy – trzeci. Masz dużo zajęć i obowiązków, a do tego blog – naprawdę godne podziwu.
Dziękuję 🙂 Niestety blog jest na końcu listy priorytetów, ale to nie znaczy, że nie uwielbiam na nim pisać. Pozdrawiam!