W życiu bym się nie spodziewała, że napiszę kiedyś cokolwiek z Hitlerem w tytule, ale od tego skojarzenia jakoś uciec nie mogę. A zaczęło się od…Dnia Kobiet, kiedy to opublikowałam tu post o ośmiu silnych kobietach. Wzbudził spore zainteresowanie, ale we mnie wzbudził też niejednoznaczne uczucia. Bowiem napisałam o kobietach silnych, ale mających też spore słabości, do których za nic w świecie nie chciały się przyznać czy im poddać. Przejrzałam swojego bloga i odkryłam, że większość wpisów z kategorii Feminizm to wpisy o sile, o tym, żeby się nie dawać itd. Skąd ta obsesja? Czy feministka musi być silna i trzeba to tak akcentować? Skąd się bierze ta ogromna niechęć do słabości? Myślę, że choć w różnej skali, ale problem ten dotyczy całego naszego społeczeństwa. Lęk przed okazaniem niemocy i niechęć do tych, którzy sobie z jakiegoś powodu nie radzą – coś Wam to mówi?
Hitler i obsesja siły
Wszyscy wiemy, kim był Hitler, ale nie każdy pewnie wie, że jego siła brała się z ogromnej niechęci do słabości. Najbardziej “upodobał” sobie Żydów, których uważał za najsłabszych, a przez to obrzydliwych i gorszych. Widział w nich ciągłe niezadowolenie, marudzenie i niedosyt, które to cechy tępił wokół siebie. Być może wzięło się to z jego dzieciństwa, które – według źródeł historycznych – spędził z sadystycznym ojcem i uległą matką, sam niebezpiecznie osuwając się w dół socjopatii. Brak nawiązywania normalnych stosunków z rówieśnikami, wymuszanie posłuszeństwa, a przy tym silna, charyzmatyczna osobowość, et voila – Europa w gruzach.
To, że obsesja siły najczęściej wywodzi się z problemów w dzieciństwie, jest już znaną prawdą psychologiczną. Na podstawie wielu badań wysnuto tezę, że wpływ ma na to głównie ojciec oraz jego relacje z matką dziecka. Często też mówi się o sile w kontekście “zahartowania”, odporności psychicznej na trudności życiowe, której rdzeń również w dzieciństwie powstaje. Jednak odporność psychiczna a niechęć do słabości mają nieco inne zabarwienie emocjonalne – odporność jest dobra, a niechęć zła. Jak to wypośrodkować?
Mój wewnętrzny Hitler
Wyobraźmy sobie małą dziewczynkę, która dorasta w jednym z wielu szarych bloków w jednym z wielu szarych polskich miast. Ma młodsze rodzeństwo, czasy są trudne, pieniędzy mało, dookoła szaleje transformacja i rozpowszechnia się mit “od pucybuta do milionera”. Jej rodzice ciężko pracują, ona często zajmuje się rodzeństwem, organizując domowe życie pod ich nieobecność. Niestety, atmosfera w domu się psuje. Pieniędzy mało, frustracja rośnie. Ojciec ucieka w agresję, matka w niemoc i uległość, co odbija się na tej małej dziewczynce, która musi szybko dorosnąć. Po kilku laniach wyciąga wniosek, że okazywanie słabości – lęku, złego samopoczucia, niepewności – jest natychmiast karane ciosem w plecy, przez co zaczyna kojarzyć siłę (lub jej udawanie) ze spokojem, dobrym samopoczuciem i ulgą. Ciała nie da się jednak oszukać – ono czuje to, czego głowa nie chce przyznać, więc dziewczynka zaczyna mieć różne dolegliwości, głównie związane z brzuchem i jedzeniem. Czasem opiekują się nią dziadkowie, od których słyszy, że ma “nie histeryzować”, “nie mazać się”, a ojciec ma ciężką ręką tylko dlatego, że “wie lepiej”. Nadal więc wewnętrzna potrzeba siły w dziewczynce wzrasta, a niechęć do bólu i upokorzenia związanego z agresją, jakiej doznaje przeradza się w niechęć do słabości. Lata mijają, dziewczynka staje się twardą kobietą i mierzi ją jakiekolwiek okazywanie słabości, również ze strony partnera czy przyjaciół. Chlubi się swoją siłą i tylko w zaciszu własnego pamiętnika przyznaje, jak bardzo boli ją żołądek i jak bardzo się boi, że jednak okaże się słaba.
Nie jest to do końca moja historia, ale doskonale tę dziewczynkę rozumiem. Mówi się, że życie hartuje. Z kolei Friedrich Nietzsche powiedział, że szczęściem jest “(…) uczucie, że moc rośnie, że przezwycięża się opór”. Poczucie siły daje moc, uskrzydla, pozwala zmierzyć się z tym, co wydaje się niemożliwe. Niechęć do słabości potrafi przerodzić się w niechęć do człowieka, który ją przejawia, choć jest to tylko jeden z wielu aspektów jego osobowości. Czasem odczuwam to w sobie i wtedy się boję, że nieświadomie kogoś skrzywdzę, choćby któreś z moich dzieci, dla których przecież słabość jest codziennością. Słabość to niemożliwość poradzenia sobie samemu, czyli immanentna cecha dzieci, zwierząt domowych, osób z jakiegoś powodu niepełnosprawnych czy nieszczęśliwych. Jest ich wokół nas dużo, wiele jest też w moim otoczeniu. Nigdy nie chciałabym ich skrzywdzić, ale czy sama świadomość tego i swojej ułomności w tym zakresie wystarczy?
Żegnaj, obsesjo siły
Każdy z nas ma swoje mocne i słabe strony, każdy bywa bardzo silny, żeby po chwili okazać się bardzo słabym. Każdy czasem potrzebuje wsparcia i życzliwości, każdy zasługuje na zainteresowanie, jak mu mija życie. Panujące dookoła przekonanie, że “możesz wszystko, jeżeli wierzysz, że możesz” czy “jesteś taki, jak ostatnie wyzwanie, któremu stawiłeś czoła” wywołuje w wielu z nas poczucie winy i pewnej przegranej. Coaching rodzicielski, pracowniczy, związkowy czy nawet zdrowotny to nowe trendy psychologiczne, które chcą nas przekonać, że tylko nasza słabość i pasywność trzyma nas w cuglach, bo bez nich każdy dzień byłby nowym osiągnięciem. Wszyscy boimy się pokazania, że w wyścigu szczurów z jakiegoś powodu nie jesteśmy na czele stawki. Czy nam to służy?
Żegnam się z męczącą obsesją siły. Przyznaję, że kobieta silna to kobieta walcząca o siebie, niezłomna, odważna, ale od tej pory to również kobieta, które nie boi się okazać słabości, poprosić o pomoc czy zatrzymać się, by pomóc słabszemu od siebie. To kobieta, której feminizm nie musi koniecznie pchać na barykady, ale która z życzliwością i uśmiechem poświęca czas na to, co kocha i ludziom, którzy są dla niej ważni, wiedząc, że codzienność równouprawnienia i siły społecznej to praca u podstaw i spokojne obstawanie przy swoim. Kobiety i mężczyźni są równi, ale mają różne poziomy siły, a każdy z nich wymaga innego podejścia, lecz nie powinien stać się przedmiotem krytyki. Okazanie słabości, tak jak i przyznanie się do obsesji siły, to nie wstyd, a oznaka…siły psychicznej, pewności, że niczyja krytyka nie jest w stanie mnie zranić, jeżeli na to nie pozwolę.
Siła słabości
Widzicie tę scenę?
To zdjęcie ukazało się w zeszłym tygodniu na najpopularniejszym portalu społecznościowym. Oto kelnerka Evoni Williams kroi niedołężnemu klientowi, uskarżającemu się na niedowład rąk i ogólnie zły stan (widzicie aparat tlenowy przy jego nogach?), szynkę, z czym on sam miał ogromny kłopot. Zwykły akt dobroci, pochylenia się nad słabością, bez samozachwytu, absolutna skromność tej pani. Oczywiście widoczek ten obiegł świat, a pani dostała od miejscowej uczelni stypendium na naukę na dowolnie wybranym kierunku – w uznaniu jej dobroci! Największa siła to ta, która nie krzyczy na swój temat i nie unosi się wyższością, ta, która słabemu nie daje odczuć, że bez niej by sobie nie poradził. Prawdziwa siła jest kobietą i potrafi być też słabością, co mam na uwadze każdego dnia.