Tego się nie robi. Nie robi się miesięcznej przerwy na blogu bez zapełniania jej wrzucaniem starych linków i głupot w mediach społecznościowych. To idealny przepis na…blogowe samobójstwo, a jednak tak zrobiłam. Dopadł mnie bowiem kryzys egzystencjalny – znacie to? Robicie różne rzeczy, pracujecie, ale na koniec dnia macie poczucie, że to nic nie znaczy? Że świat się od tego nie zmienia, wy nie jesteście ani bogatsze, ani szczęśliwsze, a i wymiernych efektów brak? W pewnym wieku (hmm) człowiek zaczyna się zastanawiać, czy zawsze już będzie tak żył i czy jego egzystencja ma w ogóle jakiś sens. W pewnym wieku – no tak, choć to bardzo niemodne. Za to modne jest bycie wszędzie, znajomość ze wszystkimi i chwalenie się pięknym życiem. Cóż, a kto powiedział, że zawsze trzeba być modnym? A więc kiedy dopadają mnie takie myśli, kiedy motywacja sięga poziomu Rowu Mariańskiego, nadchodzi czas na spotkanie z moją najważniejszą przyjaciółką, o której chcę dziś opowiedzieć.
Po co komu przyjaźń?
Przyjaźń to jedna z tych więzi społecznych, która cechuje nie tylko ludzi. Zwierzęta też potrafią się pięknie przyjaźnić i wspierać – zarówno z ludźmi, jak i innymi stworzeniami, niekoniecznie nawet z tego samego gatunku. Wszyscy bowiem mamy mniejszą lub większą potrzebę dzielenia się swoim życiem, posiadania jego “świadków” i nierzadko recenzentów, którzy towarzyszą nam w najważniejszych chwilach, a w razie potrzeby pomogą lub sprowadzą na dobrą drogę. Dzięki przyjaźni człowiek nie czuje się sam, co dobrze mu robi na psyche i sprawia, że ma więcej siły do działania. Wsparcie jest ważne, ale ważne jest coś jeszcze innego, o co o wiele trudniej – równowaga.
Nie ma przyjaźni bez równowagi
Moim zdaniem przyjaźń bez równowagi między osobami jest czymś zupełnie innym – przypomina związek toksyczny, w którym jedna osoba cały czas się łudzi, że jest ważna, a druga korzysta z jej usług, gdy jej potrzebuje, w innym razie mając ją w głębokim poważaniu. W normalnym życiu bez szkody dla siebie tak potrafią chyba tylko psy względem ludzi. Zdarzył mi się taki brak równowagi kilkukrotnie w życiu i za każdym razem kończyło się powolną degeneracją relacji, a w końcu – jej śmiercią naturalną. Niestety trudno jest trafić na “tę jedyną” lub “tego jedynego”, dla mnie to trudniejsze chyba nawet od znalezienia męża 😉 Cóż, żyjemy w czasach szybkich randek, komunikacji emotikonowej i krótkich wypadów na piwo zwieńczonych wspólną fotkę na Insta, więc nic dziwnego, że trudno jest znaleźć prawdziwego przyjaciela.
Moja najważniejsza przyjaciółka
Kiedy byłam w podstawówce, moim największym marzeniem – poza zostaniem łyżwiarką figurową na lodzie lub miss (ekhm…) – było znalezienie przyjaciółki. Byłam strasznie zakręcona na tym punkcie i przez to właściwie…nie dało się ze mną przyjaźnić. Szkoda, że rozumiem to dopiero teraz 🙂 Potem było liceum i czas wielkich przyjaźni na śmierć i życie, takich, dla których się kłamie przed rodzicami i fałszuje podpisy oraz wagaruje, który wyparował wraz z liceum. Wszyscy się rozeszli w swoje strony, przyjaźnie poumierały śmiercią naturalną, ale świat nie lubi próżni, więc nastał czas studiów i nowych przyjaźni. Przez te wszystkie lata nie zauważałam jednej osoby, która towarzyszyła mi przez cały czas i w końcu stała się moją najlepszą i najważniejszą przyjaciółką – siebie.
Trudno jest się zaprzyjaźnić z sobą samą, szczególnie kobiecie. Świat zewnętrzny uwielbia nam mówić, jakie mamy być, jak się ubierać i gdzie pokazywać, żeby zapewnić sobie sukces. Często łatwo dajemy się zasugerować tym, co robią inni, jacy są i jak pięknie przy tym wyglądają (vide Instagram), produkując w sobie nie-swoje marzenia i aspiracje. Tymczasem po drodze gdzieś łatwo gubimy siebie, dajemy się zagłuszyć i potem ciężko jest już odnaleźć swoją własną tożsamość.
Jak zaprzyjaźnić się ze sobą?
Najcenniejszy dar, jaki można dać sobie samemu, to przyjaźń ze sobą. Ludzie wokół nas zawsze są “na chwilę” – czasem dłuższą, czasem krótszą, ale po jakimś czasie i tak idą dalej, do swoich spraw, marzeń, celów. Niekiedy nawet odchodzą na zawsze i zostajemy sami. Właśnie – sami, ale nie samotni!
Jaka jest moja recepta na przyjaźń ze sobą? Cóż, przede wszystkim cierpliwość i akceptacja. Po pierwsze, to nie przychodzi od razu i trzeba się tego nauczyć. Trzeba się nauczyć słuchania siebie i wybierania własnej drogi, czasem nawet chodzenia pod prąd. Trzeba się zdobyć na odwagę, aby powiedzieć “nie” innym, a “tak” – sobie. Trzeba nauczyć się akceptować swoje niedoskonałości. Oczywiście nie chodzi tylko o pryszcze czy rozstępy (choć wszystkie je przecież kochamy ;p), ale o swoje lęki, kłamstewka, odchylenia od normy i małe grzeszki, do których czasem tak trudno się przyznać. Chodzi o szczerość ze sobą – jestem, jaka jestem i jeżeli chcę, coś zmienię, ale jeżeli mi to odpowiada, nie będę się katować udawaniem, że jest inaczej. To czasem bardzo trudne, bo niedoskonałość w świecie ogólnej doskonałości jest niewygodna.
Przyjaźń ze sobą to wierność sobie – trzymanie się swoich poglądów, nawet jeżeli innym to nie na rękę. Pozbycie się wstydu, że nie jest się takim, jak by się chciało i dążenie do własnych, świadomie i uważnie wytyczonych celów. Wszystko to wymaga sporej odwagi, ale jest naprawdę się opłaca – a ten argument przecież powinien dotrzeć do wielu? 😉