Wyobraź sobie salę sądową. Przed Tobą Wysoki Sąd, raczej cherlawego wzrostu, acz jedynej słusznej płci, dookoła grono srogich mężczyzn, wśród których wyróżnia się kilka kobiet o zaciętym wyrazie twarzy. A więc tak to będzie wyglądać – sąd nad nie dość dobrą Matką Polką, która na chwilę usiadła i zaczęła czytać książkę o czymś innym niż wychowanie dzieci, nad tą, która nosi dekolty, odprowadzając syna do szkoły, nad tą, która śmie przyznać, że czasem ma dość swoich dzieci i wcale nie gotuje im na obiad ekopotrawki z biowarzyw, a nawet zdarza się, że karmi je parówkami (nie, nie sojowymi). Czy to już ten moment, że spotka ją odpowiednia kara?
Matka Polka – mit
Bycie matką w Polsce to czasem przywilej, ale najczęściej psi (suczy?) obowiązek. Kobieta niematka to osobniczka niepełnowartościowa, no ale to już wszyscy wiemy. Od zarania polskich dziejów kobietę oceniano po tym, czy jest płodna i czy potrafi odpowiednio strzec domowego ogniska. Niesamowity kult Matki Boskiej, jakim darzy się ją w naszym kraju nie jest wynikiem przypadku. Najstarsza polska pieśń? Bogurodzica oczywiście! Polskie społeczeństwo patriarchalne zbudowało się na pracy kobiet, która powinna być ich powołaniem, polem do samorealizacji i jedynym sensem życia. Wydawanie na świat (najlepiej) synów-patriotów walczących o wolność Polski to niesłabnący ideał. Prowadzenie domu, tworzenie oazy, do której każdy wraca po nową energię, dbanie o zdrowie i dobrostan domowników – po tym poznamy dobrą Polkę.
Choć obecnie walczyć o wolność Polski nie trzeba, mit Matki Polki nie traci na sile. Polki owszem mocno się wyemancypowały i łączą pełnienie wielu ról, ale niestety nadal ocenia się nas głównie po tym, czy mamy dzieci, ile ich mamy i jakie one są. Sama decyzja o byciu matką lub nie obarczona jest ogromną presją społeczną. Nie poruszając zupełnie tematu przepisów prawnych dotyczących aborcji (które w Polsce wołają o pomstę – nomen omen – do nieba), sama decyzja o zawartości brzucha jest trudna i często już na tym etapie wymaga się od Polek tak zwanego heroizmu.
Matka Polka heroska
Jak podaje Wikipedia, heroizm to „zdolność dokonywania wielkich czynów przez bohaterów lub ludzi wyróżniających się wyjątkową świadomością swojej misji historycznej, często utożsamiany z męstwem”. Sprowadzenie na świat człowieka zawsze powinno stanowić akt bezwarunkowej miłości, której nie należy jednak wymagać od nikogo. Niestety Matka Polka jako postać mityczna to z definicji heroska. Heroska dźwigająca na swoich barkach cały świat. Dzieci, ich problemy i marzenia, partnera lub fakt jego braku, nierzadko trudną sytuację materialną i wynikającą z niej konieczność pracy ponad siły, no i idące za tym wszystkim kłopoty zdrowotne. Nie da się dźwigać tego wszystkiego bez uszczerbku na własnym zdrowiu, o które często Matka Polka nie dba. Wymagamy od niej rodzenia i całodobowej opieki do odwołania, a potem krzyczymy, że się nie bada i nie pamięta o sobie. Czy da się wybrnąć z tego impasu?
Przeciętna Polka mit powyższy uwewnętrzniła. Rodząc się kobietą w Polsce niejako wypiła go już z mlekiem matki, a im dalej w las patriarchatu, tym więcej drzew. Oczywiście jest też – na szczęście – rosnąca grupa mam wychowujących dziewczynki równościowo, ze świadomością swojej wartości, ale jednak trend ten jest niszowy, choć w naszej „bańce” może nam się wydawać inaczej. W kraju tak mocno prawicowym i religijnym wiodącą tendencją jest utrzymywanie mitu Matki Polki heroski. Tym silniejszego, im więcej przeszkód życiowych. Jest to przecież społeczeństwu i rządzącym na rękę – mamy odwalają kawał roboty, którą nierzadko powinny wykonywać przeróżne instytucje.
Jestem mamą dziecka z niepełnosprawnością, przez co mam styczność z wieloma kobietami w podobnej sytuacji. Większość z nich to matki-heroski, dźwigające swoje dzieci w sensie dosłownym, ale też i ogrom spraw związanych z chorobą malucha i jej tzw. skutkami ubocznymi. Te bardziej uprzywilejowane mogą łączyć macierzyństwo z pracą zawodową. Te, których dzieci wymagają intensywniejszej opieki czy rehabilitacji przechodzą na świadczenie pielęgnacyjne. My, mamy na świadczeniu, nie możemy podjąć żadnej pracy zawodowej, bo inaczej stracimy prawo do pieniędzy od Państwa. Z definicji zatem jesteśmy heroskami, choć nie wiadomo, czy nasza praca ma jakiekolwiek znaczenie historyczne. Czy w takim razie jest dla Matki Polki inna droga niż heroizm?
Odpuść sobie!
Co to znaczy odpuścić? Według Słownika Języka Polskiego: przebaczyć, zrezygnować, ustąpić, przestać oddziaływać. Moim zdaniem to najlepsze, co każda Matka Polska może zrobić, najlepiej po kolei. Nie jesteśmy maszynami. Brak umiejętności odpuszczenia czegokolwiek kończy się na oddziale onkologii lub kardiologii, ewentualnie na oddziale psychiatrycznym. Żaden to wstyd, bo choroba nie wybiera, ale wiele się teraz mówi o tym, że trafiają na takie oddziały kobiety przepracowane, przemęczone, przeciążone, kobiety nieradzące sobie ze stresem i biorące go na siebie coraz więcej. Kobiety uzależniające swoją wartość od tego, ile zadań są w stanie upchać w ciągu dnia. Kobiety nie odpuszczające. Dlatego właśnie warto odpuścić i zatrzymać się na chwilę. Zastanowić się, przeanalizować wszystkie sfery swojego życia i „przestać oddziaływać” na wszystkie naraz.
Byłam kobietą, która nie umie odpuścić. Pracowałam, rehabilitowałam młodszego synka, ze starszym chodziłam na zajęcia dodatkowe, starałam się gotować zdrowo, ćwiczyć, wychodziłam na spacery z psem, robiłam zakupy i wykonywałam wszelkie inne obowiązki w tak zwanym „międzyczasie”. Tyle że szybko traciłam cierpliwość, warczałam na dzieci i męża, kupowałam książki, ale nie miałam czasu ich czytać i wstawałam rano bez siły. Po prostu musiałam wszystko zrobić sama, upchać wszystkie zadania, żeby czuć się wartościową. Aż przyszedł stan przeddepresyjny, a mi zdarzało się siadać na kanapie i patrzeć tępo w ścianę. Mój organizm zastrajkował i to mnie uratowało. Podjęłam szereg trudnych, ale wartościowych decyzji i krok po kroku nauczyłam się odpuszczać. Co mi pomogło w tym procesie?
- Akceptacja i zrozumienie, że nie można mieć wszystkiego. Idące za tym dokonywanie wyborów. Trudne, ale potrzebne. Doba ma tylko 24 godziny, a jeszcze trzeba się wyspać, najeść i…pożyć. Nie da się każdego dnia wykonać wszystkich zadań, a zatem codzienny harmonogram wymaga wstępnej selekcji, wybrania priorytetu i odpuszczenia innych elementów. U mnie tymczasowo odpadła praca zawodowa – uznałam, że zdrowie i sprawność mojego dziecka są teraz najważniejsze i przeszłam na świadczenie pielęgnacyjne. Choć decyzja ta nadal mnie trochę boli, za to dała mi wolniejszą głowę i więcej luzu. Coś za coś.
- Umiejętność nawiązywania kontaktu ze sobą samą. Pandemia pokazała, jak wiele z nas biegło przez codzienną bieżączkę często po to, by nie słyszeć własnego głosu. Gdy utknęłyśmy w domu, z pracą, dziećmi, partnerami, obowiązkami na głowie często okazywało się, jak bardzo rutyna uwiera, jak ciężko jest nawiązać kontakt ze sobą, ale i z bliskimi, jak łatwo było od tego uciec do świata zewnętrznego. Kiedy nie było dokąd pójść i zostawał tylko spacer z psem i dziećmi, odkryłam, jak bardzo to kocham. Jak wiele przyjemności daje mi natura, bliskość, bycie samo w sobie. Odkryłam, że sukces to mrzonka i nie muszę się stresować, że zostaję niejako poza nawiasem społeczeństwa, bo to nie ma znaczenia. Nauczyłam się medytować i relaksować, nauczyłam się codziennie wyrażać wdzięczność i kochać za samą obecność, bez oczekiwań. Teraz kontakt ze sobą samą to mój „must have”.
- Zaufanie. Nie da się odpuścić bez zaufania, że będzie dobrze – cokolwiek to znaczy. Zrezygnowałam z nerwowego rozliczania życia z tego, jakie miało być i odpuściłam pojęcie „sprawiedliwości” w tym kontekście. Życie nie jest sprawiedliwe ani niesprawiedliwe – po prostu jest. Nauczyłam się nie mieć wielkich dalekosiężnych planów, a raczej małe zamierzenia i śmiałe wizje, bez napięcia i presji. Doświadczyłam tego, że myślenie pozytywne poprawia jakość życia, więc się go uczę. Ufam, że będzie tak jak ma być, a ja poradzę sobie w każdej sytuacji, bo mam ku temu odpowiednie zasoby. Moje doświadczenia życiowe – choć często trudne i wymagające – doprowadziły mnie tutaj, gdzie jestem, a jak pisała Emily Dickinson, „Na zawsze składa się z wielu Teraz”, a więc na Teraz trzeba się koncentrować.
Sztuka krytycznego myślenia polega m.in. na przeciwstawianiu się mitom i stereotypom na rzecz świadomego, samodzielnego podejmowania decyzji dotyczących naszego życia. Pamiętajmy, że Matka Polka heroska to nie jedyna droga życiowa. Im więcej z nas będzie się z tego stereotypu wyłamywać, tym więcej siły i odwagi damy tym, które też chciałyby to zrobić. Bycie heroską zostawmy mitologii, a my bądźmy po prostu świadome i kochające, i tego uczmy swoje dzieci.