Je suis Paris/Nice/Dhaka/Istanbul/Baghdad/Medina, mais je ne suis pas un terrorist

Źle się dzieje w naszym świecie. W świecie bogatego, przeważnie najedzonego, zdrowego, zapracowanego Zachodu, który biegnie do przodu i co jakiś czas dostaje prztyczka w nos w postaci ataku agresji. Kuli się wtedy z bólu, płacze nawet nieco teatralnie, ukradkiem spoglądając po twarzach zgromadzonych obserwatorów, czy jego tragedia jest odpowiednio dowartościowana. Od strony Wschodu słychać jeszcze głośniejsze krzyki, ale są tak częste, że właściwie już nikt nie zwraca na nie uwagi. Wszyscy skupiają się na Zachodzie, bo przecież do tej pory siedział cicho i grzecznie sobie pracował nad dobrobytem, aż tu nagle ktoś siłą wtargnął do jego piaskownicy, zburzył zamek z piasku, zabrał zabawki i uciekł. Może odrobinę przesadzam, a na pewno nie dezawuuję tragedii ofiar wszystkich dotychczasowych zamachów terrorystycznych, ale czy w tym szaleństwie jest jeszcze jakaś metoda?
Dla mediów czy tak zwanej opinii publicznej terrorystą jest każdy o ciemniejszej karnacji lub odpowiednio tajemniczym ubraniu. Jest nim też każda osoba dokonująca czynu wykraczającego poza normalne zasady życia społecznego.- napaści, morderstwa, porwania. Jednocześnie w USA nastąpiła seria zdarzeń o podłożu rasowym jak się twierdzi – oto “czarni” atakują “białych”, a właściwie “niebieskich”, bo głównie o policjantów chodzi. Całkiem przypadkiem giną też “czarne” kobiety z rąk tych “niebieskich”, ale czy płacz ich rodzin ktoś słyszy? W naszym pięknym kraju natomiast, jak dotąd szczęśliwie niedoświadczonym bezpośrednim aktem terrorystycznym, politycy prawicy śmigają jak delfiny na falach niepokoju społecznego, przekrzykując się na argumenty o niebezpieczeństwie multikulti i lekce sobie ważąc wszelkie zasady poprawności politycznej (jako te, które pośrednio przyczyniły się do obecnych problemów społeczno-politycznych).
Znamienne jest to, z jakim upodobaniem politycy wypowiadający się na temat aktów agresji robią to w sposób agresywny właśnie. Ciekawe jest też to, że dostrzegają źdźbło w oku przeciwnika, a w swoim belki nie tylko nie widzą, ale nawet odmawiają faktu posiadania oka. Polacy wyjeżdżają z kraju na potęgę, zasilając kapitał ludzki głównie w Niemczech i Wielkiej Brytanii, ale to przecież nie jest tak groźne zjawisko, jak podróże “ciapatych” po Europie w celu wybrania najbogatszego kraju goszczącego, wgryzienia się w jego socjal i wykorzystywanie biednych “białych”, pracujących od rana do nocy na kawałek chleba z masłem.
No dobrze, to politycy, a ja trochę przesadzam. O co mi więc chodzi? O to:
Jak powtarzają mi moi bliscy, zawsze byłam naiwna. Obawiam się, że tak mi zostało. W życiu swoim jeszcze nie aż tak długim wielokrotnie doświadczyłam przemocy i wiem, że w zależności od bieżącej siły ofiary oraz od jej konstrukcji psychicznej może na nią zareagować jak każde porządne zwierzę – walką albo ucieczką. Tak samo dzieje się w życiu społecznym. Grupy, które w jakiś sposób ucierpiały wskutek bezkompromisowego dążenia innych grup do globalnej dominacji i swojego dobrobytu czasem chowają głowę w piasek, licząc na odszkodowania i inne jałmużny, a inne nie wytrzymują i zaczynają walkę. Niestety, najczęściej jest to walka podjazdowa z zastosowaniem metod terrorystycznych. Każda przyczyna ma swój skutek. Z tej idei wzięła się koncepcja Porozumienia bez przemocy, z którą zainteresowani mogą zapoznać się we własnym zakresie. Nie chcę nikogo indoktrynować, ale w skali mikro chyba wiem, co zrobić 🙂
Byłam niedawno z moim maluchem w piaskownicy. Inne dziecko bardzo chciało przechwycić nasze wiaderko do piasku, a jak wiadomo w świecie dziecięcym jest to czyn równy próbom atomowym przeprowadzanym przez Koreę Północną. Mama tego chłopca w końcu zareagowała, podchodząc do niego i mówiąc: “Nie zachowuj się jak terrorysta!”. Wtedy dotarło do mnie, że w tym właśnie leży tajemnica pokoju. Terroryzm nasz codzienny przybiera różne formy – to “strzelanie focha” w celu uzyskania potrzebnej nam reakcji, krzyczenie na dziecko, żeby się pospieszyło, nie wspominając o klapsach, opryskliwe traktowanie klientów/sprzedawców/współpracowników/meneli, popularne dziś hejtowanie, czy pospolity szantaż emocjonalny. W skrócie wszelkie siłowe działanie w celu wymuszenia odpowiedniej reakcji. Terroryzm = agresja. Odpowiedź na to może być tylko rodem ze świata Troskliwych Misiów..
Miłość. Na świecie nigdy nie będzie równości, wolności dla każdego czy idealnego pokoju. Aż tak naiwna to nawet ja nie jestem. Wystarczy jednak, że tak po hippisowsku, a jednocześnie chrześcijańsko-muzułmańsko-buddyjsku będziemy się nawzajem szanować.
Podejmuję więc wyzwanie i mówię “Je ne suis pas un terroriste”. Łamaną francuszczyzną oświadczam, że rezygnuję ze wszelkich form przemocy i podążam wolnym krokiem w stronę chodzenia po wodzie i mnożenia chleba. A tak serio – moim zdaniem im więcej uwagi i wysiłku poświęcimy temu, aby nasze wypowiedzi nie były agresywne, ale konstruktywnie krytyczne, aby druga osoba poczuła się wysłuchana, a nie zaszczuta, aby nasze dzieci beztrosko cieszyły się życiem, zamiast non stop stawiać czoła wygórowanym wymaganiom rodziców, tym większe mamy szanse na braterstwo.
A to już dużo.

2 komentarze do “Je suis Paris/Nice/Dhaka/Istanbul/Baghdad/Medina, mais je ne suis pas un terrorist

  1. Moim zdaniem granice tego, co dozwolone zawsze były rozmyte lub po prostu ignorowane i tak chyba pozostanie, bo taka już przekorna natura człowieka. Czy realne jest wyeliminowanie agresji? Pewnie nie, bo gdyby miało tak być to już Jezusowi by się udało, (lub Mahometowi, lub komuś kto dopiero nadejdzie ;p). Jeżeli jednak uzna się że niemożliwa jest jakakolwiek zmiana, to pozostaje już tylko poczucie beznadziei i degrengolada, a ja nie chcę i nie potrafię tak żyć, więc naiwnie przeciwstawiam temu politykę peace & love w skali racjonalnej. Być może dzięki temu chociaż moje dziecko nauczę niesięgania po agresję, gdy czegoś chce i na zasadzie "podaj dalej" zmienię nieco świat?

  2. Tylko czy jest to realne? W skali mikro raczej tak, ale wątpię niestety by się to przełożyło na skalę makro.Najgorsze bowiem jest chyba to, że akty agresji (nie chodzi o tak oczywiste jak zabicie jak największej ilości ludzi, lecz mniej drastyczne formy)poczytywane są często jako formy swoistego buntu przeciw komuś lub czemu i tym samym legitymizowane jako jedne z form dyskursu politycznego, społecznego itd. Tym samym granice tego co dozwolone bardzo się rozmywają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *