Współczesna kobieta (człowiek?) ma wiele ulubionych dyscyplin sportowych. Siatkówkę – gdy nadszedł czas na zakupy, koszykówkę – gdy trzeba wyrzucić śmieci, wielobój – gdy zajmuje się dzieckiem, no i oczywiście maraton – każdy dzień to długa trasa, na końcu której czeka zasłużony odpoczynek. Choć zanim ten odpoczynek nadejdzie, kobieta musi oddać się jeszcze jednemu ukochanemu sportowi, który przyprawia ją o okropne zakwasy i zmęczenie – martwienie się.
Oczywiście mężczyźni też się martwią, ale mam wrażenie, że o wiele rzadziej, choć może też nieczęsto o tym mówią. Niemniej jednak kobiety martwią się wszem i wobec na potęgę – o dzieci, pracę, swoją figurę, że mają za mało czasu, że mają czas, a go marnują, że nie dość osiągnęły, że są zbyt zmęczone, żeby rozwijać swój potencjał, że nie starczy im do pierwszego, że raty kredytu rosną i zostało ich jeszcze tak dużo, albo że sytuacja polityczna w ich kraju robi się nie do wytrzymania (tak, są kobiety, które się o to martwią!). Zdarza mi się czasem też popaść w kołowrotek zmartwień, kiedy to nachodzą mnie strasznie pesymistyczne wizje, odbierając radość życia i przyprawiając o zadyszkę. Od zawsze szukałam sposobu na poradzenie sobie z tym i pozbycie się zmartwień. Jednym z kroków w tę stronę była “Książeczka o zadowoleniu” Leo Babauty, która sporo mi dała, ale może była zbyt krótka, żeby rozwiać wszystkie wątpliwości. W poszukiwaniu dalszych odpowiedzi wpadłam na książkę starą, sprzed epoki łykania pseudoporadników niczym suplementów diety, a jednak ratującą mnie przed utratą równowagi psychicznej.
![]() |
źródło: http://www.abebooks.co.uk/servlet/BookDetailsPL?bi=16356012574 |
“Jak przestać się martwić i zacząć żyć” Dale’a Carnegiego – bo o tę książkę chodzi – to pozycja przede wszystkim stara, bo pierwsze wydanie ukazało się w USA w 1948 roku! Wtedy ludzie mieli wiele tak zwanych prawdziwych zmartwień – powojenna rzeczywistość nie napawała optymizmem, bieda była na porządku dziennym, a sytuacja polityczna nie grzeszyła stabilnością. Sam Carnegie mówił, że napisał ją, bo był sfrustrowany i nieszczęśliwy, ciągle się martwił i szukał wyjścia z tej sytuacji. Zaczął więc szukać odpowiedzi, rozmawiać z ludźmi, czytać książki i znalazł rozwiązanie. Poparł je mnóstwem przykładów, co znacznie ułatwiło przekonanie mnie do swoich tez. Jak więc przestać się martwić? Otóż:
1. Pierwsza i najważniejsza zasada to żyj odgrodzony od przeszłości i przyszłości. Czyli ni mniej ni więcej niż bardzo popularna teraz uważność – mindfulness – istnieje tylko tu i teraz, więc nie ma co się zamartwiać ani tym, co było (i tak nie mamy na to wpływu, a możemy się tylko wrzodów żołądka nabawić), ani tym, co będzie (jeżeli możemy coś zrobić, żeby przyszłość sobie uprzyjemnić, to zróbmy to, ale nie martwmy się na zapas, bo wrzody nie śpią :)). Autor podkreśla też, żeby nie odkładać życia na później, bo to zwyczajnie głupie – życie jest krótkie, najprawdopodobniej tylko jedno, więc drugiej szansy na działanie może nie być.
“Większość z nas popełnia ten sam błąd. Żałujemy, że czegoś nie zjedliśmy wczoraj, albo zamartwiamy się tym, co będziemy jeść jutro, zamiast po prostu zjeść kromkę chleba suto posmarowaną masłem dzisiaj, tu i teraz.”Dale Carnegie
2. Jak w praktyce pozbyć się danego zmartwienia? Najpierw trzeba zastosować formułę niejakiego Willisa H. Carriera:
1. Zadaj sobie pytanie, co najgorszego może ci się przydarzyć?
2. Przygotuj się na przyjęcie tego, jeśli będzie trzeba.
3. Potem spokojnie wychodząc od najgorszego, zacznij ratować, co tylko się da.
Proste? Pozornie tak, ale znów wymaga uważności – trzeba się na chwilę w swoim martwieniu się zatrzymać, przeanalizować sytuację na chłodno i pomyśleć, co dalej. Do tego służy kolejna metoda, tym razem Galena Litchfielda:
Zadaj sobie następujące pytania:
1. Czym właściwie się martwię?
2. Co mogę zrobić w tej sprawie?
3. Co zamierzam zrobić?
4. Kiedy zamierzam zacząć to robić?
(odpowiedź: NATYCHMIAST)
3. Carnegie nazywa zamartwianie się nałogiem i myślę, że to trafna obserwacja. Kojarzy mi się głównie ze starszymi kobietami, które siedzą na gankach starych domów/wystają przez okna mieszkań i jojczą, a co je strzyknie w boku, to już są chore. Autor książki mówi, że martwi się ten, kto ma na to czas, czyli jeżeli nie chcemy nurzać się w odmętach zmartwień – weźmy się do roboty. Tak jak w filozofii kaizen tak i tutaj zmiana złych nawyków (również umysłowych) wymaga działania, czasem nawet jakiegokolwiek, byleby odwrócić myśli od tego, co nas przygnębia.
“Sekret bycia nieszczęśliwym polega na posiadaniu wolnego czasu, który możemy poświęcić na zastanawianie się, czy jesteśmy szczęśliwi, czy też nie.” Bernard Shaw
4. Pozostałe rady autora są proste i słyszymy je pewnie bardzo często, a przez to wciąż nam umykają. Każe nam dbać o siebie i odpoczywać, zanim się zmęczymy (czytaj: znajdować czas dla siebie, żeby ładować akumulatory zanim zupełnie się wyczerpią, czyli codziennie). Do tego nie być małostkowym – nie martwić się drobiazgami, tylko rozróżniać to, co ważne i na tym się skupiać. Nie płakać nad rozlanym mlekiem, tylko wyciągać wnioski z niepowodzeń i iść dalej. Dbać o słynną już la joie de vivre – radość życia.
Wszystko to brzmi znajomo, bo teraz w każdym (pseudo)poradniku psychologicznym można znaleźć takich i podobnych rad na pęczki. Carnegie, posługując się słowami praktyków, ale i filozofów starożytnych, przemawia do mnie jednak bardziej, bo jego książka wynikła z prawdziwej potrzeby pomocy, także samemu sobie. Na koniec przytoczę tekst Sibyl F. Partridge, który on również cytuje, a który moim zdaniem najlepiej oddaje filozofię niemartwienia się, uważności i radości życia. Szczerze mówiąc, gdyby rozprowadzać je w szkołach, sejmach i zakładach pracy, mogłoby nam się żyć o wiele lepiej…
WŁAŚNIE DZIŚ
1. Właśnie dziś będę szczęśliwy. (…) Szczęście przychodzi z wewnątrz. Nie zależy od czynników zewnętrznych.
2. Właśnie dziś spróbuję dostosować się do tego, co jest, zamiast usiłować dostosować wszystko wokół do moich własnych życzeń. Przyjmę swoją rodzinę, pracę i los takimi, jakie są, i dopasuję się do nich.
3. Właśnie dziś zadbam o swoje ciało. Będę je gimnastykować, dbać o nie i pielęgnować, nie nadużyję go ani nie zaniedbam, aby stało się perfekcyjnym mechanizmem pracującym dla mnie.
4. Właśnie dziś zadbam o swój umysł. Nauczę się czegoś pożytecznego. Nie będę umysłowym leniem. Przeczytam coś, co wymaga wysiłku i koncentracji.
5. Właśnie dziś na trzy sposoby będę ćwiczyć mego ducha: Zrobię dla kogoś coś dobrego i nie pozwolę, aby odkrył, że to ja. Zrobię co najmniej dwie rzeczy, których nie chcę robić (…).
6. Właśnie dziś będę miły, Będę wyglądał najlepiej, jak potrafię, będę mówił powoli, działał uprzejmie, nie będę szczędził pochwał i nie będę niczego krytykował ani nikogo za nic winił: nie będę próbował ulepszać i uczyć innych.
7. Właśnie dziś spróbuję żyć tylko dzisiejszym dniem i nie będę usiłować rozwiązywać wszystkich życiowych problemów na raz.(…)
8. Właśnie dziś będę działał planowo. Napiszę, co chcę robić w ciągu każdej godziny. (…) Pozbędę się dwóch wad gorszych niż plagi: pośpiechu i niezdecydowania.
9. Właśnie dziś poświęcę pół godziny tylko na wypoczynek. (…)
10. Właśnie dziś nie będę się bał być szczęśliwy, cieszyć się tym, co piękne, kochać i wierzyć, że ci, których kocham, też mnie kochają.
Miłego dnia 🙂