Dlaczego nie mogę odnaleźć siebie?

Wyobraźcie sobie, że zaplanowaliście świetną wycieczkę. Ktoś opowiedział wam o fantastycznym miejscu, w którym nigdy nie byliście i chcecie je znaleźć. Pakujecie ekwipunek i wyżerkę do samochodu, wsiadacie i wpisujecie do nawigacji jedyną informację, jaką macie – współrzędne. Droga trochę wam się dłuży, bo już byście chcieli być na miejscu. Nie zauważacie kwitnących łąk, pól uprawnych układających się w malownicze pasy zieleni i żółci, błękitu nieba. Po prostu jedziecie. Gdy dojeżdżacie, wasza droga się kończy, ale nawigacja pokazuje, że jeszcze nie dotarliście do celu. Wysiadacie więc z auta lekko wkurzeni i zaczynacie szukać. Wszędzie jednak natykacie się na krzaki i inne chaszcze. W końcu po godzinie rezygnujecie i wracacie do domu z poczuciem ogromnego niedosytu. Nie wzięliście zwykłej mapy, nie mogliście się dodzwonić do osoby, która wam o tym miejscu powiedziała. Jesteście sfrustrowani. Co dalej?

Zawsze czułam się zagubiona. Jako dziewczynka, dziewczyna, kobieta. Zawsze czułam się nie na miejscu, w nieodpowiednim czasie i sytuacji. Gdy coś zaczynało grać ze sobą nawzajem, były to momenty pełne mojej uważności, doświadczania życia w 100%. Poza nimi czułam ciągły niedosyt, wręcz frustrację. Miałam wrażenie, że się marnuję, że moje życie nie ma celu, a więc i sensu. Nie mogłam odnaleźć siebie…

No właśnie – co z tym odnajdywaniem siebie?

Dlaczego nie mogę odnaleźć siebie?

To pytanie bardzo mnie męczyło. Dopiero kilka mądrych książek i wywiadów otworzyło mi oczy – nie mogę odnaleźć siebie, bo nie jestem nigdzie ukryta! Wiem, że to brzmi trochę absurdalnie, ale okazuje się, że wystarczy zastosować zdrową logikę, żeby ten problem rozwiązać. Odnaleźć można tylko to, co się zgubiło lub jest głęboko ukryte. Niektórzy “szukając siebie” eksperymentują z narkotykami albo jadą na Bali. Tylko, że to wymówki. Nie można odnaleźć siebie, bo my jesteśmy tu i teraz. Każdego dnia, każde nasze działanie lub zaniechanie nas tworzy. Co dzień TWORZYMY samych siebie, kreujemy nasze życie, a nie odnajdujemy go. Prawda, że można  w końcu poczuć ulgę?

Jak nadać życiu sens?

Tworzenie swojego życia nieodwołalnie wiąże się z poczuciem jego sensu. Choć jest nas już na Ziemi ponad siedem miliardów, każdy z nas chce czuć, że ma jakieś znaczenie, a nie jest tylko drobnym ziarenkiem piasku w piaskownicy życia (cóż za metafora!). Otóż sens biologiczny naszego życia jest zawsze i jest prosty – przekazywać dalej materiał genetyczny, w miarę możliwości starając się zachować Ziemię w stanie możliwym do egzystencji kolejnych nosicieli tego materiału (hmm). Jednak bardzo dużo osób twierdzi, że ich życie nie ma sensu – na końcu i tak czeka na nas wiadomy finał, więc po co się starać, wysilać, żyłować? Tu zaczyna się problem. I frustracja. I depresja. I nihilizm. Łatwo w taki stan popaść, wyzwaniem jest przyjąć postawę odwrotną. 

Spójrzmy, co mówi na ten temat ekspert – Viktor Frankl, czyli austriacki psychiatra, który na własnej skórze doświadczył piekła Holokaustu, przez które jednak przeszedł NIE TRACĄC sensu życia i poświęcając się potem w swojej pracy naukowej przywracaniu sensu życia innym ludziom:

Formułowanie pytania o sens życia w tak ogólny sposób przypomina pytanie mistrza szachowe­go:

„Mistrzu, czy możesz mi zdradzić, które posunięcie jest najbardziej skuteczne?”.

W szachach nie istnieje coś takiego, jak najlepszy czy nawet dobry ruch w ogóle, w oderwaniu od konkretnej sytuacji na szachownicy czy charakteru przeciwnika.

To samo dotyczy ludzkiej egzystencji. Nie należy poszukiwać w życiu jakiegoś abstrakcyjnego sensu.

Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania.

Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie.

A zatem każdy z nas ma do wykonania wyjątkowe zadanie, tak jak wyjątkowa jest okazja, aby je wykonać.

Sens swojego życia tworzymy każdego dnia – poprzez cele, które obieramy, nastawienie, które przyjmujemy, wybory, których dokonujemy. Nie odnajdujemy go, lecz wytyczamy. To my mamy siłę sprawczą w tym zakresie, a przyznanie jej komuś innemu – odbiera nam odpowiedzialność za nasze życie. Viktor Frankl w swojej pracy realizował cel, jakim była pomoc innym w tworzeniu swojego sensu życia. Jak?

Trzy konkretne punkty: codzienna praca z motywacją, żyć miłością i mieć odwagę, by w każdej chwili radzić sobie z przeciwnościami.

Cytat za blogiem Piękno Umysłu

Całkiem niezły sposób na życie 🙂 O miłości i odwadze będę jeszcze w tym miesiącu pisać. Teraz skupię się na konkretach. Skoro już wiemy, że nic nie czeka na nas do odkrycia, a raczej do tworzenia i działania, pomyślmy, co trzeba zmienić w naszym życiu lub na czym się skupić, aby codziennie tworzyć słynną już “najlepszą wersję siebie”. Na jakich elementach muszę się skupić, aby żyć tak jak naprawdę chcę? Po pierwsze, zastanowić się, jak chcę żyć. Po drugie, skoncentrować się na następujących elementach:

1. Nawyki

Jak mówi znane hasło motywacyjne, nasze życie kształtuje nie to, co robimy raz na jakiś czas, ale to, co robimy stale. Co to oznacza? Codzienność, rutyna są bardzo ważne, bo tak naprawdę z nich składa się nasze życie. No chyba, że jesteśmy Beyonce, to rutyna nabiera nieco innego znaczenia, ale jako że większości z nas to raczej nie grozi, skupmy się na tym, co mamy tu i teraz. A mamy codzienność.

Łatwo ją zdeprecjonować, bo rzadko kiedy jest tak urocza jak na fotkach z Instagrama, ale warto sobie uświadomić, że nasze nastawienie do niej zależy od NAS. Warto pracować nad wdzięcznością za to, że możemy jej doświadczać, a poza tym przestać narzekać i wziąć się do roboty. Chcesz jeść lepsze śniadania? Zacznij je planować. Chcesz rano biegać? Zacznij wcześniej wstawać. Chcesz więcej czytać? Wyłącz telewizor i czytaj. Takie decyzje są zazwyczaj wyłącznie w naszych rękach, więc warto się pożegnać z rolą ofiary zastanych okoliczności i zabrać się do pracy. Czasem nawet przed drobną decyzją trzeba się zatrzymać i pomyśleć – kawa czy herbata, woda czy sok, usiąść czy wstać. W ogólnym rozrachunku WSZYSTKO to ma znaczenie.

2. Ocenianie

Oceniamy. Wszyscy wszystkich. Hejtujemy – czasem głośno, czasem po cichu. Plotkujemy, obmawiamy, wyolbrzymiamy. Oceniamy, żeby lepiej się poczuć. Z czego to wynika? Poza tym, że to niezły sposób na marnowanie czasu i wymówka, żeby nie brać się za coś trudnego, to dlatego, że ciągle mamy kłopot z własną samooceną, a najlepszą obroną niezmiennie jest atak. Jako dzieci myślimy o sobie najlepiej, jak się da, dopóki nie przyjdzie rodzic, troskliwa babcia, nauczyciel czy kolega, który rzuci – najczęściej mimochodem – hasło typu “ale masz duże uszy”, albo coś takiego. Ja na przykład słyszałam o sobie, że jestem histeryczką, mam za szeroki nos i za małe piersi. Serio, jest tego więcej, ale internetowa psychoanaliza mi niepotrzebna 🙂 W każdym bądź razie rodzimy się kochając siebie i świat, a im jesteśmy starsi i bardziej doświadczeni, i jeżeli mamy trochę pecha w życiu do ludzi, stajemy się małymi krytykantami, we wszystkim i wszystkich potrafiącymi dostrzec coś negatywnego. Najczęściej mamy dobre intencje – chcemy pokazać, że my wiemy, co jest nie tak i co trzeba poprawić, tylko po co? Czy tego samego chcemy dla siebie? Dajmy sobie w końcu spokój z wtykaniem nosa w cudze sprawy i odważmy się zająć SWOIM życiem. Brzmi jak wyzwanie?

Jeżeli ktoś nas ciągle krytykuje, ocenia, komentuje nasz wygląd czy wybory życiowe i robi to w toksyczny sposób – dajmy sobie z tą osobą spokój. W ten sposób “rozstałam się” z kilkoma koleżankami, bo zawsze ciągnęły mnie w dół i nie potrafiły docenić. Po co więc udawać, że się dobrze dogadujemy? Jeżeli podobną postawę wobec nas przyjmuje ktoś z rodziny i nie da się z nim rozstać, pracujmy nad swoją samooceną, żeby te komentarze jak najmniej nas dotykały i ograniczmy kontakty do niezbędnego minimum. Zróbmy dobrze sobie, tak dla odmiany. Jak powiedział patron niniejszego artykułu, czyli Viktor Frankl:

Przyjmowanie cierpienia, które nie jest konieczne, to masochizm, a nie heroizm.

I tyle w tym temacie. Reszta to praktyka. Trudna i często bolesna, ale koniec końców się opłaca.

[line]

Kiedyś myślałam, że gdy odnajdę siebie, będę szczęśliwa, a wszystkie puzzle złożą się w końcu w piękną układankę. Teraz wiem, że moim zadaniem jest wzięcie odpowiedzialności za swoje życie i podejmowanie decyzji, które są w zgodzie ze mną. Docenianie tego, co mam, dążenie do tego, co chcę i czuła uważność na świat. No i jeszcze miłość, wolność i odwaga, ale o tym niedługo 🙂

5 komentarzy do “Dlaczego nie mogę odnaleźć siebie?

  1. Świetnie to ujęłaś. Też szukałam długo siebie i to takie banalne a jakie odkrywcze, że przecież nie muszę, bo nikt mnie nie ukrył. Branie odpowiedzialności za swoje życie to coś czego uczę się każdego dnia.

    1. To tak jak ja 🙂 Odpowiedzialność, rezygnacja z wymówek i roli ofiary to najprostsze, a zarazem najtrudniejsze drogi do wewnętrznej harmonii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *