“Tak bym chciała damą być, ach, damą być”. Nuciłam to sobie niegdyś jako mała dziewczynka, wpatrzona w okienko telewizora, w którym przechadzały się wysokie, szczupłe misski. Kiedyś ucieleśnieniem damy były dla mnie właśnie one oraz łyżwiarki figurowe. Teraz wiem, że poza piękną figurą, gracją i dbałością o wygląd niewiele miało to wspólnego ze sobą, ale podejrzewam, że niejedna mała dziewczynka nadal ma podobne marzenia.
Ostatnio “damą-bycie” jest na topie. Piszą o tym na blogach, w książkach (choćby Jennifer L. Scott w przetłumaczonej niedawno na język polski “Szkole wdzięku Madame Chic”), no i nie wolno pomijać telewizji, w której władanie sezonem ogórkowym po Euro 2016 przejął “Projekt Lady”. Ten zbieg różnych okoliczności zastanawia i każe szukać przyczyn.
Metamorfoza – w nauce to proces charakteryzujący się znacznymi zmianami w formie lub strukturze organizmu przechodzącego z jednego stadium rozwojowego do następnego. Metamorfozy są obecnie bardzo popularne i kuszące. W TV, gazetach, internetach – wszędzie można zobaczyć mniej lub bardziej zmanipulowane zdjęcia “przed” i “po”, okraszone emocjonalnym opisem przemiany. Siłą rzeczy zmiany te dotyczą fizyczności, czasem też stylu życia (vide wszelkie fit-ekspertki i ich wyznawczynie). Czemu przebija przez ten opis sceptycyzm? Cóż, jako feministka zawsze mam wątpliwości, gdy ktoś próbuje mi wytłumaczyć, że zmiana kształtów mojego ciała zmieni całe moje życie. W niewielu przypadkach pewnie tak się właśnie dzieje, ale prawdziwa metamorfoza wydarza się gdzie indziej.
W ramach guilty pleasure zdarza mi się podglądać “Projekt Lady”, czyli kolejną spóźnioną nieco pożyczkę z tak zwanej telewizji zachodniej. Program w wersji oryginalnej “Ladette to Lady” (dosłownie “Od imprezowiczki do damy”) wzbudził podobne kontrowersje. Oto pomysł jest prosty – bierzemy grupę skrajnie różnych, najlepiej skąpo ubranych dziewczyn, klnących jak szewc i jedzących niczym tirowiec pod osłoną nocy, nie gardzących piwem ani imprezowaniem do rana, uczymy ich dobrych manier, ścinamy im włosy, odrywamy tipsy i voila! Coś tu jednak nie gra i od ostatniego odcinka wiem już co.
Stereotyp tak zwanej laski każe nam zobaczyć dziewczynę w różu, na wysokich obcasach, z mocnym makijażem i zazwyczaj średnio dobrymi manierami. Jako że to stereotyp, nie każde nam szukać głębiej, a to akurat może się okazać ciekawe. Zdarzało mi się znać takie dziewczyny i wiem, że tak jak w osławionym już programie TV zazwyczaj są to osoby po przejściach. Tak, tak. Ten róż i makijaż to rodzaj zbroi, chroniącej przed poznaniem prawdziwego ja. Trudne dzieciństwo, chęć dopasowania się, problemy z definicją kobiecości, nachalnie kreowany przez media wizerunek kobiety-dzidzi, kobiety-dziuni, kobiety-laski, atrakcyjnej poprzez podkreślenie swoich atutów. Czyli myśmy – społeczeństwo – to uczynili, a teraz zapraszamy dziewczyny do telewizji (w tych czasach przecież bez parcia na szkło się nie da) i uczymy je, że umiejętność grzecznego bycia i funkcjonowania w towarzystwie zmieni ich życie. Jest w tym poczucie wyższości okazywane zazwyczaj przez tak zwane mentorki – kobiety, które z jakichś przyczyn (być może z powodu sztywnego wyglądu) uznano za “ladies”. Wyniosłość. Jest w tym też sporo pogardy niczym dla osób z niższych sfer, które nie mając ogłady godnej arystokracji daleko przecież nie zajdą. Nie ma niestety docenienia i podkreślenia drogi, jaką musiały przejść, aby się tu znaleźć i jak mogą to wykorzystać jako swój kapitał na przyszłość.
Zdarzyło mi się przejść w życiu kilka zmian wizerunku, ale prawdziwą metamorfozę przeszłam dopiero, gdy wykonałam skok na głęboką wodę i wyjechałam na trzy miesiące do pracy w Szkocji. Doznałam wtedy czegoś w rodzaju szoku estetycznego. Otaczały mnie głównie damy, a nawet “ladies” i to od nich czerpałam wiedzę. Żeby nie bać się ubierać niebanalnie, żeby dowiedzieć się, co mi pasuje i dlaczego nie powinnam nosić nudnych fryzur, żeby nie bać się postawić mężczyźnie, który chce na mnie coś wymusić, żeby umieć docenić wartość drugiej kobiety i troskę o innych. Wróciłam z tego wyjazdu inna i od tej pory moja metamorfoza w stronę kolejnych stadiów rozwoju trwa.
![]() |
Raczej nie mogło jej tu zabraknąć 🙂 |
Audrey Hepburn – dama nad damy – powiedziała: “Makijaż może sprawić, że wygląda się pięknie na zewnątrz, ale nie pomoże, jeżeli jest się brzydkim wewnątrz. Chyba że się go zje”. W dość pokręcony sposób jest to dobre podsumowanie całego “Projektu Lady”. “Damą-bycie”, czyli według mnie bycie sobą, radość z tego, ale też dbałość o bycie zawsze najlepszą wersję siebie, to coś więcej niż brak tipsów. Patrząc na tak zwaną polską ulicę i patrząc do lustra wiem, że świat pełen dam – zadbanych, silnych kobiet, potrafiących poprawnie się wysławiać, mówiących “dzień dobry” i takie tam, ale też umiejących zabrać głos w ważnej sprawie, “bezfochowych” i aktywnych – byłby o wiele lepszy. Pewnie, fryzura i makijaż potrafią zdziałać cuda, ale gdy zgasną reflektory telewizyjne, umilkną reklamy i cały szum dookoła, nie wystarczy tylko nowy wizerunek, ale potrzebny jest rozwój. I to moim zdaniem najważniejszy przymiot prawdziwej damy – ciągła chęć rozwoju i bycia najlepszą wersją samej siebie, jaka możliwa jest w danym momencie. Czego sobie i Państwu życzę 🙂