Nie ma ludzi idealnych. Tak, to szok, ale i najprawdziwsza prawda. Odkąd poważnie nad sobą pracuję, świadomość ta jest coraz większa i pozwala mi nieco inaczej patrzeć na innych. Wszyscy mamy swoje dziwne nawyki, rytuały, uprzedzenia, lęki. Żadne z nich nie są gorsze ani lepsze, dziwniejsze czy normalniejsze. Po prostu są i można się nauczyć z nimi żyć, albo też je zmieniać, a tym samym ułatwiać sobie życie. Pod wpływem niedawnych lektur postanowiłam i ja powalczyć ze swoimi niefajnymi nawykami, które często mi i moim bliskim uprzykrzają życie. Zapraszam na wyprawę do wnętrza mojej duszy, a przynajmniej do świata moich utrudniających normalne funkcjonowanie nawyków.
1. Narzekanie – wyrzekanie – żalenie się
Zawsze marzyłam o tym, żeby być pozytywną osobą. Uśmiechać się bez powodu, radośnie patrzeć w przyszłość i widzieć tylko jasne aspekty rzeczywistości. Niestety, moje usposobienie sprawia, że bywam taka, ale wobec innych, a dla siebie jestem po prostu marudą. A przynajmniej byłam do tej pory, bo postanowiłam to zmienić. Może stopień zaawansowania tej dolegliwości jest mniejszy niż u smerfa Marudy, ale za to robienie z siebie ofiary i narzekanie, jak to mam pod górkę mam przećwiczone.
Dlaczego ludzie narzekają? Żeby zwrócić na siebie uwagę, wzbudzić litość, dla czystej, masochistycznej przyjemności, żeby nie musieć nic zmieniać, z lenistwa, z wygody* (*niepotrzebne skreślić). Czasem jest to mechanizm obronny, a czasem sposób na obrzydzenie innym życia. Dlaczego ja narzekam? Po przemyśleniu sprawy stwierdziłam, że z nawyku. Zazwyczaj są to ciągle te same sprawy, których sprawstwo (nomen omen) przypisuję komuś innemu, przez co pozbawiam siebie pola do działania. Bo przecież zły ZUS, a nie moje niedopatrzenie, kiepski system, a nie moje zapominalstwo i brak uważności itp. itd. Choć nie robię tego nagminnie, przyłapałam się na tym, że czasem narzekam, żeby ktoś inny poczuł się lepiej. Wiem, że to chore, na szczęście, dlatego postanowiłam zerwać z narzekaniem. A jak? Czasem tylko radykalne środki skutkują, a mój obrany opisuję dalej.
2. FOMO, albo lęk przed tym, że coś mnie omija, gdy nie korzystam z mediów społecznościowych
FOMO to podobno bolączka naszych czasów. Użytkownicy mediów społecznościowych rzadko kiedy się z nich wylogowują, przez co nawet gdy akurat z danego portalu nie korzystają – w każdej chwili mogą. Nawykowe sprawdzanie, co tam słychać, ile mam lajków i kto co napisał przechodzi w uzależnienie, stopniowo kradnąc coraz więcej czasu. Przyłapałam się na tym już jakiś czas temu. Nie jest to może bardzo intensywny problem u mnie, ale nie będę kłamać, że w ogóle mnie nie dotyczy. Najpierw urządziłam sobie weekend z detoksem od social media, potem całe święta i mimo lekkiego drżenia rąk dałam radę. Na co dzień jednak spędzam sporo czasu w mediach społecznościowych, a często jest to czas po prostu stracony. Widoczki znad kawusi, słodkie kotki i artykuły o najnowszych trendach w świecie mody to coś, bez czego naprawdę mogę żyć, a jako mama dwójki maluchów muszę swój czas bardziej cenić.
Skąd się bierze FOMO? Zazwyczaj z braku czegoś lepszego do roboty lub z ucieczki od tego, co się powinno robić. Z braku poczucia szczęścia i chęci zdołowania się jeszcze bardziej (oj, lubimy to sobie robić). Ludzie wchodzą do social media, gdy się obudzą, przed pójściem spać, podczas posiłków, spotkań ze znajomymi (o zgrozo!), w toalecie, w kościele…Uciekamy od rzeczywistości w czyjąś rzeczywistość, która zazwyczaj wcale nią nie jest. Pokazujemy innym ułamki swojego życia, które chcemy, wybieramy to, czym możemy się pochwalić, a reszta pozostaje w ukryciu. (dla anglojęzycznych tutaj znajdziecie świetny, prosty artykuł na ten temat). Wniosek? W social mediach nie znajdziesz szczęścia, lajki są jak głaski, a wszystko to lep dla osób niepewnych siebie, z chwiejnym poczuciem własnej wartości. Co robić, jeżeli nie chcemy zupełnie z nich zrezygnować, ale je opanować na swoją korzyść? Trzeba włączyć uważność, badać swoje motywy, dlaczego akurat teraz siedzę i przeglądam np. fejsa (nuda, ucieczka, chęć poprawienia sobie samopoczucia, smutek i chęć pognębienia siebie…), a do tego narzucić sobie sztywne zasady korzystania z mediów. Moje będą niżej.
3. Bierność
W realu jestem aktywna. Zazwyczaj. Gdy mi coś przeszkadza, staram się to zmienić. Gdy ktoś mnie obraża, przeciwstawiam się temu. Gdy ktoś próbuje mnie do czegoś zmusić, nie daję się. Gdy widzę jakiś problem, szukam jego rozwiązania. Nie jestem jednak tak aktywna, jak bym chciała. Czasem padam ze zmęczenia i godzę się na najłatwiejsze rozwiązanie albo po prostu rezygnuję. Przejawia się to też w mojej aktywności w Internecie. Blog od czasu do czasu podupada, bo nie jestem na nim dość aktywna, tak jak i w social mediach, z których powinnam korzystać rzadziej, ale intensywniej i mądrzej. Skąd bierze się bierność? Czasem jest to wycofanie się, aby zrobić miejsce komuś innemu, kogo uważamy za lepszego/mądrzejszego/bardziej wartościowego. Tym samym oznacza postawienie się na gorszej pozycji, a więc brak wiary w siebie. Lęk przed konfrontacją z opinią innych o nas to silne ograniczenie, ale wystarczy zacząć patrzeć w siebie i na siebie, żeby tej opinii nie przydawać zbyt wielkiego znaczenia. Znów chodzi o poczucie własnej wartości – to na nim skupia się większość problemów w interakcjach z ludźmi.
Jak zamierzam z tym walczyć? Zaczynam powoli, od małej rzeczy – od Internetu zalanego chamstwem, hejtem, głupotą i bezmyślnością (jednak narzekanie to nawyk :p). Natchnął mnie eksperyment autorki profilu Manufaktura Splotów na Instagramie, a szczegóły poniżej 😉
Wyzwanie!
Nie lubię tych swoich trzech najbrzydszych nawyków – utrudniają mi życie i sprawiają, że nie tak miło się ze mną żyje, jak bym chciała, również mnie samej. Stąd pomysł na wyzwanie trwające 21 dni – podobno tyle potrzeba, żeby wykształcić nowy nawyk, a ja jestem zdeterminowana, więc do dzieła!
W ramach wyzwania przez 21 dni:
- powstrzymam się od narzekania – w pracy, w życiu osobistym, w Internecie. Albo konstruktywnie, albo pozytywnie, albo w ogóle;
- będę wchodzić na media społecznościowe TYLKO o pełnych godzinach – wiem, że to brzmi jak żadne wyzwanie, ale dla mnie będzie na pewno. Kontrola i planowanie czasu, wyznaczanie priorytetów, rezygnacja z marnowania czasu – oto sposób na mój brzydki nawyk numer dwa.
- w mediach społecznościowych nie będę zostawiać samych “lajków” czy serduszek, ale jeżeli się zdecyduję takowe kliknąć, zawsze udzielę komentarza – żeby walczyć z biernością, dawać ludziom więcej z siebie i zobaczyć, co mi to przyniesie. Będzie to wymagało większego przemyślenia, uważności i…czasu, więc będzie moim zdaniem bardziej wartościowe. Zbyt często ograniczamy się do bezmyślnego klikania “Lubię to”, rezygnując z bezpośredniej interakcji, a przecież ta otwiera wiele nowych możliwości. Zobaczymy 🙂
Masz ochotę dołączyć? W kupie raźniej! A może masz inne nawyki, z którymi chcesz walczyć? Zapraszam Cię do wspólnej walki z nimi – dla naszego wspólnego dobra 🙂